W dniu 8 kwietnia 2014 roku w ramach „Spotkań Samosterowych” w Tawernie Korsarz gościliśmy Henryka Wolskiego, słynnego nie tylko w Polsce żeglarza, podróżnika, instruktora, właściciela firmy specjalizującej się w organizowaniu „żeglowania z konceptem”. Długa jest lista nietypowych i spektakularnych osiągnięć żeglarskich Henryka Wolskiego, ale tym razem organizatorzy poprosili, aby opowiedział nam o wyprawie śladami Sir Ernesta Shackletona, małą szalupą „James Caird II”, repliką oryginalnej szalupy ze statku „Endurance” zgniecionego w lodach Morza Weddella w 1916 roku.

Henryk Wolski krótko wprowadził słuchaczy w historię wyprawy, w jej realia sprzed 100 lat. Niektórzy z nas mają wciąż bardzo blisko w pamięci, oglądany parę tygodni temu, również w ramach „Spotkań Samosterowych”, film o tamtej wyprawie. Po zatonięciu statku rozpoczął się morderczy marsz po lodach wraz z szalupami, następnie rejs na Wyspę Słoniową, gdzie załoga została podzielona na dwie grupy. Shackleton wraz z pięcioma towarzyszami wypłynęli szalupą „James Caird” z Wyspy Słoniowej w szaleńczy rejs ku Południowej Georgii, by sprowadzić reszcie załogi pomoc. Wytrwałość i nieugiętość, oraz niezwykła umiejętność kierowania zespołem w ekstremalnych warunkach antarktycznych, pozwoliła Shackletonowi, po utracie statku, sprowadzić wszystkich swoich ludzi do domów.

Na pomysł rejsu małą szalupą śladami Shackletona wpadł znany niemiecki podróżnik Arved Fuchs i zaproponował uczestnictwo w wyprawie Sigridur Ragna Sverrisdottir (zwanej Sigga), Martinowi Friedrichsowi i Henrykowi Wolskiemu. Przygotowania ruszyły pełną parą. Zdjęto wymiary z zachowanej oryginalnej łodzi „James Caird”. Wykonano projekt repliki szalupy i bardzo solidnie zbudował ją zaprzyjaźniony duński szkutnik. Wyprawą zainteresowała się również niemiecka telewizja.

Łódź z czworgiem uczestników wyprawy w końcu stycznia 2000 r. wyruszyła z Półwyspu Palmera (Antarktycznego) w kierunku Wyspy Słoniowej, a po jej osiągnięciu i postoju w kierunku Południowej Georgii. Henryk Wolski z humorem opowiadał o warunkach panujących na łodzi – ciasnocie, zimnie i wszędobylskiej wilgoci, głównie z kondensacji, ale i z bryzgów wpadających przez właz zejściówki, o sposobach zachowania intymności podczas czynności fizjologicznych we wnętrzu, o codzienności systemu wacht i napotkanych warunkach pogodowych – rejs odbywał się przecież na burzliwych wodach wokół Antarktydy, uznanych za jedne z najbardziej niebezpiecznych na Świecie. Po drodze, pomimo iż rejs odbywał się w porze letniej, napotkali silne sztormy i dryfujące lody, w tym rozległe góry lodowe. Kilkakrotnie towarzyszył im jacht „Dagmar Aaen”, ale głównie byli na oceanie sami.

Po wielu trudach związanych z żeglugą dotarli do Południowej Georgii i rozpoczął się ostatni etap wyprawy, czyli przejście na drugą stronę tej wyspy ku działającej stacji w Stromness. Do wyprawy dołączył piąty uczestnik, fotograf Torsten. Shackletonowi i jego ludziom przejście zajęło 36 godzin, ale wyprawie Arveda Fuchsa trawersowanie wyspy z Zatoki Króla Haakona do Stromness zajęło kilka dni. Pomimo nowoczesnego wyposażenia, hamowały ich liczne rozpadliny w lodowcach, załamania pogody, a nawet wypływająca z lodowca rzeka, którą przebyć musieli w bród.

Wyprawa nie miała ambicji powtórzenia wyczynu Shackletona w sposób kopiujący realia sprzed niemal 100 lat. Wykorzystano nowoczesne wyposażenie i zdobycze współczesnej techniki, chociażby nawigację GPS i suche kombinezony typu „survival”. Na łodzi byli we czwórkę, nie w szóstkę, ale również doskwierała im ciasnota wnętrza – pod pokładem było zbyt nisko, aby nawet swobodnie usiąść. Henryk Wolski podkreśla tym samym wielką wagę wyczynu Shackletona dokonanego w warunkach o wiele bardziej surowych przy o bardziej prymitywnym wyposażeniu.

Uczestnicy spotkania pozostali pod wrażeniem tej poruszającej historii. Henryk Wolski jest znakomitym gawędziarzem, więc jego opowieść, ubarwiona fotografiami, trafia do wszystkich.

Zaskakujący jest epilog: Podczas trawersowania Południowej Georgii Shackleton i jego towarzysze mieli wrażenie, że idzie wraz z nimi ktoś jeszcze. Podczas przejścia wyprawy Arveda Fuchsa uczestnicy byli przekonani, że idą w pięcioro – nie wiedzieli o tym, że przemierzali rumowiska skalne i lodowce w sześcioro… bo Sigga była w ciąży.

Przy okazji spotkania można było nabyć książkę pt: „Fortitudine Vincimus – Zwyciężymy wytrwałością” autorstwa naszego prelegenta, wraz z jego autografem.

Dziękuję Organizatorom za kolejne, bardzo inspirujące spotkanie.

Robert Hoffman

Link do strony www Henryka Wolskiego:  www.conceptsailing.org
Na zdjęciu oryginalna szalupa “James Caird” przechowywana w Dullwich College w Londynie – żródło: Wikipedia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź swój komentarz
Twoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.