Z Tonga do Pago Pago w Samoa Amerykańskim początek mieliśmy dość ślamazarny. Najpierw kilka godzin na silniku, potem bardzo wolno na żaglach. I kiedy późnym popołudniem wyglądało, że na pewno nie zdążymy na piątkową odprawę, wiatr w końcu odpalił i przez następne 40 godzin lecieliśmy ze średnią prędkością 7,5 węzła. Trochę byliśmy przemaglowani, ale zdążyliśmy ;)Co prawda kosztowało mnie to potem cały dzień szycia grota, ale cel został osiągnięty i około 13:00 byliśmy już zakotwiczeni w zatoce po sprawnej odprawie.Krajobraz jest tu przepiękny. Zatoka wdziera się ponad milę pomiędzy kilkuset metrowe zielone wzgórza. Pago Pago jest jednak dużym portem rybackim i niestety naturalna sceneria została zeszpecona przez przemysłowe budowle z przetwórnią rybną na czele, od której zawiewało od czasu do czasu intensywnie rybką.Pierwszy dzień standardowo poświęciliśmy na obchód najbliższej okolicy. Miasteczko ciągnie się wzdłuż brzegu i potrzeba około 20 minut, aby przejść je całe. Wszędzie zadbane, w większości rządowe, domy o architekturze kolonialnej. Im dalej od “centrum” tym standard zabudowań niższy. Pago Pago jest terytorium zamorskim USA i oczywiście nie mogło zabraknąć wielkiego McDonalds. Polinezyjskie kobiety ogólnie są dość korpulentne, ale tu występowały w niespotykanych wcześniej iście amerykańskich rozmiarach. W centrum mieści się także duży targ owocowo-warzywny i gigantyczny jak na rozmiary wyspy dworzec autobusowy. Stąd malutkie busiki bez drzwi i okien rozlewają się po całej wyspie. Każdy ma z tyłu zamontowane potężne głośniki z inną muzyką rozkręconą na cały regulator. Naprawdę. Jak się siedzi w środku, to bebechy podskakują.W sobotę rano wstąpił do nas sąsiad z kotwicowiska – Laszlo. Bardzo ciekawa postać. 40 lat temu uciekł z komunistycznych Węgier i od tamtej pory nieprzerwanie żegluje. Podczas ucieczki został postrzelony w plecy, a życie uratował mu słownik węgiersko ? angielski, który miał w plecaku. Tak więc, jak widzicie, nauka języków czasami może uchronić przed śmiercią! Jego dorobek żeglarski jest po prostu imponujący! 40 lat na morzu, 6 razy przez Atlantyk, 4 razy przez Pacyfik i 16 razy przez Indyjski. Razem 250 000 Mm! Jest autorem książki “Caprice Letan, a search for an Island”, którą dostałem z dedykacją. Teraz kończy swoją kolejną publikację i czeka na pierwsze egzemplarze z wydawnictwa. Ponieważ pewnie mało jest ludzi na świecie, którzy tyle razy przepłynęli Ocean Indyjski, trochę podpytałem go o warunki żeglugowe wzdłuż wschodniego i południowego brzegu Afryki. Pago Pago ma kod pocztowy, jakby było na kontynencie w USA i przesyłki tu kosztują tyle samo co wewnątrz Stanów. Jest to bardzo duża zaleta w przypadku konieczności sprowadzenia części na jacht.

Koło południa załoga popłynęła na brzeg ruszyć w głąb wyspy, a ja wziąłem się za cerowanie grota. Był bardzo silny porywisty wiatr, co chwilę lało i do wieczora prawie nic nie zrobiłem. Robotę udało się dopiero skończyć następnego dnia po południu. Wciągnęliśmy żagiel na maszt i byliśmy gotowi na poniedziałkowy przeskok na pobliskie Zachodnie Samoa (zwane także po prostu Samoa), które mimo bardzo podobnej nazwy są zupełnie oddzielnym i niezależnym krajem. Niestety pogoda odmówiła współpracy i całe 70 mil przepłynęliśmy na silniku. Na tym odcinku po raz trzeci przekroczyliśmy Międzynarodową Linię zmiany Daty, przez co wtorek wypadł nam z kalendarza. Do portu weszliśmy koło 01:00 w nocy i na radiu zostaliśmy poinformowani, że mamy rzucić kotwicę, a rano koło 09:00 przypłyną oficjele zrobić odprawę. Jak to na południowych wyspach często bywa, oczywiście się nie pojawili. W końcu udało nam się odprawić koło 16:00?

W skład Samoa wchodzą dwie główne wyspy – Savai i Upolu z miastem Apia – stolicą. Jest tutaj mała marina z prądem i wodą. Dla kogoś, kto żegluje po Europie, może nie brzmi to jakoś nadzwyczajnie, ale na Pacyfiku to jest COŚ. Po opuszczeniu Chile 4 miesiące wcześniej i przepłynięciu ponad 8 tys mil była to druga marina napotkana na Pacyfiku! Zaraz po odprawie przestawiliśmy się do niej z kotwicowiska. Nareszcie można było naładować do pełna akumulatory i lać słodką wodę bez opamiętania 😉

Samoa bardzo pozytywnie nas zaskoczyło. Spodziewaliśmy się raczej ubogiego kuzyna Amerykańskiego Samoa (jak było napisane w AMERYKAŃSKIEJ locji), a było zupełnie odwrotnie. W przeciwieństwie do swojego wschodniego sąsiada bardzo mocno stawiają tu na turystykę i wszystko jest bardziej zadbane i nowoczesne. Mimo że wszędzie na Polinezji ludzie są raczej przyjaźni i uśmiechnięci, to Samoańczycy biją wszystkie wcześniej napotkane nacje na głowę! Naprawdę miło się tu spaceruje po ulicach, kiedy człowiek na każdym kroku jest obsypywany życzliwymi skinieniami i uśmiechami.

W marinie staliśmy burta w burtę z młodym Niemcem, który na swoim ośmiometrowym jachcie od dwóch lat przemierza świat. Teraz jego celem jest Australia, gdzie zamierza podreperować swój jachtowy budżet pracując na lądzie. Niesamowite jak rosną koszty utrzymania jachtu wraz z jego długością. Wymiana całego olinowania stałego kosztuje na jego jachcie tyle, co u mnie jedna wanta topowa!

Chętnie bym spędził tutaj tydzień albo i dwa, ale niestety kalendarz rejsu był nieubłagany i, aby przed Fiji odwiedzić jeszcze Wallis i Futuna, musieliśmy po 2 dobach postoju opuścić przyjazną Apię.

Państewko Wallis i Futuna, od 1960 roku  terytorium zależne Francji, jest zamieszkane przez ok. 16 tysięcy osób (piąte najmniejsze państwo na świecie). Na bliższe Wallis z Apii jest około 300 mil, które przy wietrze dochodzącym do 40 węzłów i fali 4-5 metrów pokonaliśmy bardzo szybko i bardzo niekomfortowo. Całą drogę lało. Wyspa podobnie jak Bora Bora czy Tahiti otoczona jest rafą. Główne i jedyne zmapowane wejście ma szerokość niecałe 150 metrów i jest skierowane na południe. Występują w nim prądy do 6 węzłów, co w przypadku spotkania z dużym przeciwnym przybojem powoduje bardzo wysokie i strome stojące fale. W tym miejscu zjawisko jest na tyle silne, że nawet dużym statkom locja odradza wchodzenia w trakcie odpływu. Ostatnie parę godzin płynęliśmy bardzo wolno praktycznie bez żagli, aby wchodzić z przypływem. W trakcie wejścia na lewo i prawo od jachtu załamywały się spektakularnie fale podcinane przez płyciznę rafy, jednak po środku było względnie spokojnie. Mimo że spodziewałem się, że będzie znacznie gorzej i tak nogi miałem trochę miękkie. Prąd powinien był być do wewnątrz, a mieliśmy trochę ponad węzeł w dziób. Ale wytłumaczenie tego jest dość proste. Przy dużym zafalowaniu oceanu tyle wody przelewa się nad rafą, że niezależnie od pływu sumaryczny prąd i tak jest na zewnątrz.

Wewnątrz atolu zakotwiczyliśmy przy Mata Utu stolicy głównej wyspy Uvea. Formalności poszły bardzo sprawnie i rozeszliśmy się po miasteczku. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w drodze powrotnej na jacht spotkałem miejscowych żandarmów, którzy poinformowali mnie, że mamy się natychmiast przestawić, ponieważ telefonował do nich sam Król i nie życzy sobie widzieć żadnych jachtów pod oknami swojego pałacu 😉

Problem był taki, że załoga nie była w komplecie, a za godzinę robiło się ciemno, więc rozkaz ten był prawie niewykonalny, a na pewno niebezpieczny. Poszedłem do kapitana portu i opowiedziałem o całej sytuacji. Uśmiechnął się z politowaniem i powiedział, że zaraz uda się do Króla i wyjaśni mu niebezpieczeństwo manewrów w atolu po ciemku. Pozwolił zostać do rana. Wyjaśnił mi przy tym, że Król jest tu najważniejszą personą i nawet francuska żandarmeria musi go słuchać.

Kolejne 2 dni spędziliśmy w bardziej odludnych zakątkach atolu. Jest to naprawdę piękne miejsce, gdzie turystyka nie istnieje. Krystaliczna woda, palmy, plaże z bialuteńkim drobnym piaskiem, czyli klimaty bardzo podobne do Polinezji Francuskiej, jednak wszystko jest tu dziewicze i nietknięte ręką człowieka. Kąpielowe szyki pokrzyżowała nam trochę pogoda. Co chwilę przechodziły chmury z gwałtownymi opadami i czas ze słońcem był relatywnie krótki.

Po dobie żeglugi dopłynęliśmy do drugiej grupy wysp wchodzącej w skład państewka. Dwie główne to: Futuna i niezamieszkałe Alofi. Futuna jest dużo młodsza od Wallis i rafa przylega tu szczelnie do brzegów. Nie ma w związku z tym żadnej laguny. Głównymi atrakcjami jest tu interior większej wyspy i przepiękne plaże i rafa pobliskiej Alofi. Wyspę zamieszkują około 4 tysiące ludzi. Król był, ale po jego śmierci nie było następcy.

Po odprawie zostaliśmy zaproszeni przez miłego żandarma i jego żonę do ich domu. Oczywiście z chęcią przystaliśmy na tą propozycję i podczas tej wizyty dowiedzieliśmy się sporo rzeczy, których nie przeczyta się w przewodnikach. Tutejsza ludność nie asymiluje się z Francuzami (tak jak na Wallis) i mimo XXI wieku żyją, jak dawniej. Samochody na wyspie pojawiły się dopiero 15 lat temu, telewizja 10, a Internet 5 lat temu.

Od razu pierwszego dnia naszą obecnością na wyspie zainteresował się filmowiec z lokalnej TV. Nazajutrz podczas objazdówki towarzyszył załodze kręcąc takie niesamowitości jak np. zbieranie muszelek na rafie. Potem odwiedził mnie na jachcie. Sfilmował całą Krysię, a ja odpowiedziałem na parę pytań. Jeszcze tego samego dnia zmontowany materiał filmowy pojawił się w wieczornym wydaniu lokalnych wiadomości. Niestety były one po waleńsku, więc nie wiemy o czym była mowa, ale chyba nas nie obrażali. Można go obejrzeć tutaj:

https://www.youtube.com/watch?v=qOrsVq5xhaQ

Wieczorem przestawiliśmy się na kotwicę przy pobliskiej niezamieszkałej wysepce Alofi. Otacza ją niesamowita rafa, ale niestety pogoda nie dopisała i ciągle przewalały się nad nami przelotne opady. Postaliśmy do południa następnego dnia, podnieśliśmy kotwicę i wzięliśmy kurs na Fiji – ostatnie 300 mil tego etapu. Przelot zajął ponad 2 doby, a pogoda nas nie rozpieszczała. Do Suvy dotarliśmy w nocy i rzuciliśmy kotwicę w pobliży Rogal Suva Yacht Club. Praktycznie cały kolejny dzień spędziliśmy na jachcie w oczekiwaniu na odprawę. Gdy już się rozpoczęły, formalności poszły sprawnie, jednak biurokratyczny koszmar związany z przylotem kolejnej zmiany miał dopiero nadejść. Następnego dnia po prawie 2 miesiącach rejsu pożegnałem się z załogą i na jachcie zostałem tylko z Włodkiem, który płynie ze mną bez przerwy od Chile.

Informacje o rejsie, możliwościach dołączenia do poszczególnych etapów i opisy etapów zakończonych na: www.skiff.pl . Aktualna pozycja jachtu na: http://skiff.pl/pozycja.html

[photomosaic]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź swój komentarz
Twoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.